Tak wyglądałam wczoraj po powrocie z ogrodu, jak wyglądał syn... nie pokażę, bo nie mam odpowiedniego obrazka!
Ale... daliśmy radę, właściwie On dał radę, niesmowicie wysokiemu splątanemu krzakowi.
Syn złorzeczył pógłosem, nie smiał głośno, bo mamusia była w pobliżu, i też pracowała wystarczająco ciężko, ale milcząc. Tylko od czasu do czasu podśmiewywałam się jednak!
Sąsiadka się zainteresowała, i to pozwoliło mi na chwilę odetchnąć, a synowi na głośniejsze wyrażenie niezadowolenia:
na krzak wyrośnięty za bardzo, na pogodę nienormalną, na gorąc, na deszcze... i na końcu, na ziemię jaką mam w ogrodzie, bo wszystko na tej ziemi rośnie, nawet samosiejki.
A najbardziej, to ja jestem winna, bo wystarczy, że wsadzę jakiś patyk... i wyrasta z tego Krzaczysko! A do tego zestarzałam się i już nie mogę się zajmować wszystkim, łącznie z ogrodem! Ale jemu muszę pomagać bo jestem mamusią!
Ja komentowałam te jego wyrzekania, sąsiadka cichutka, przy okazji, umawiała się ze mną, co i jak z dwóch stron płotu siatkowego usuniemy, żeby nie wyłaziły gałęzie na drugą stronę.
I tu wymsknęło Mu się coś, czego już mamusia nie strawiła... zapędził się synek, ale daleko nie udało mu się.
Przystopowałam... lekko go przytkało! I rozumiejąc się bez słów... wróciliśmy do domu kompletnie wykończeni! I zgodni we wszystkim.
Tylko jeszcze trzeba porozumieć się z sąsiadem z drugiej strony, bo dżungla którą mam za płotem siatkowym z prawej strony, a zwłaszcza drzewa rosnące przy siatce, a ich korony, połowa u mnie, połowa u sąsiada... dają nam cień, ale nie mogę ich ściąć u siebie, bo będą wyglądały dziwnie i są niestety bardzo wysoko!
No to jeszcze przekonać syna, żeby mi spiłował kilka konarów z drzewka karłowatego, które na wiosnę było podcinane, ale wyrosło w ostatnich miesiącach tak... że nie jestem w stanie, odciąć gałęzi, trzeba je spiłować!Takie są grube!!!
A miało to być maleńkie drzewko, i było do zeszłego roku!
Wczoraj na koniec, przechodząc koło drzewka, zaproponowałam mu ścięcie jednego konara
ale - NIE DZISIAJ - jakie usłyszałam było kategoryczne! I wcale mu się nie dziwę. Okładam to na później...?